Słowacki przewodnik nie był zadowolony z faktu, że polski przewodnik pracuje na terenie jego uprawnień. Dał temu wyraz w dość dosadnych słowach, jego zdaniem „bydło z Polski nie ma prawa prowadzić na Gerlach”. Po krótkiej wymianie zdań, między przewodnikami doszło nawet do szarpaniny, którą zdaniem przewodniczki sprowokował
Rowerowa.pl. Mandat dla rowerzysty 2022: od 50 zł do nawet kilku tysięcy złotych! Nie jesteśmy bezkarni. Obowiązuje nas aktualny taryfikator mandatów dla rowerzystów. Musimy o tym pamiętać. W przeciwnym wypadku policjant może na nas nałożyć wysoką karę. Sięgającą nawet 2,5 tys. zł.
Na szczyt prowadzi wiele wariantów dróg wspinaczkowych, jednak tym razem przedstawimy najłatwiejszą- prowadzącą z Buli pod Rysami. Trasa jest bardzo krucha, ale na korzyść zdecydowanie przemawia brak ekspozycji. Niżnie Rysy położone są w północnej grani Rysów, oddzielającej słowacką Dolinę Białej Wody oraz polską Dolinę
cash.
Jak wejść na Gerlach? Trasa do Śląskiego Domu Auto zostawiamy w miejscowości Tatrzańska Polanka (1005 m Naszym celem na drodze na najwyższy szczyt Karpat jest – póki co – schronisko, a raczej górski hotel zwany Śląskim Domem (1670 m Można do niego dojść pieszo łatwym szlakiem, lekko pod górę w ok. 2 godziny. My jednak wybieramy wariant szybszy – wyjeżdżamy terenowym autem należącym do schroniska (taka opcja jest możliwa po wcześniejszym umówieniu się, za opłatą 7 euro od osoby). Od Śląskiego Domu początek wycieczki jest łatwy i bardzo przyjemny. Pniemy się lekko pod górę wygodnym szlakiem w górę Doliny Wielickiej. Znakowana na zielono trasa wiedzie na Polski Grzebień. Masyw Gerlacha zamyka dolinę od zachodniej strony. Mijamy Wieczny Deszcz – tak nazywa się miejsce na szlaku, na które non stop spadają krople wody znad wznoszącej się nad turystyczną ścieżką skały, tzw. Mokrej Wanty. Idziemy jeszcze kawałek szlakiem, po czym schodzimy ze znakowanej ścieżki i zbliżamy się do podstawy wschodniej ściany Gerlacha, do wylotu Wielickiego Żlebu. Wejście na Gerlach Wielicką Próbą Jesteśmy u stóp tzw. Wielickiej Próby. To najłatwiejszy – co nie oznacza wcale, że łatwy – wariant wyjścia na Gerlach. Towarzyszy nam Mieczysław Ziach, ratownik TOPR i międzynarodowy przewodnik wysokogórski IVBV (Polskiego Stowarzyszenia Przewodników Wysokogórskich). Zakładamy kaski, uprzęże wspinaczkowe, wiążemy się liną. Od tej pory pójdziemy związani. Gerlach Maksymalnie jeden przewodnik prowadzi trzech klientów, a w trudniejszych warunkach oraz zimą - maksymalnie dwóch. Nasz przewodnik nie prowadzi statystyk, ale zapytany, ile razy był na Gerlachu, odpowiada, że ok. 150-200. Osoby chcące bowiem spróbować wysokogórskiej turystyki w Tatrach najczęściej marzą o wyjściu na Gerlach. Poza tym, że nęci fakt zdobycia najwyższego szczytu, droga na wierzchołek jest przede wszystkim piękną wysokogórską przygodą. Foto: Śląski Dom Wielicka Próba to bardzo atrakcyjny odcinek drogi na Gerlach - pod warunkiem, że lubimy strome podejścia z elementami wspinaczki i odrobinę adrenaliny. Aż do wyjścia na grań pod nogami będzie bowiem dużo powietrza. Wspinaczkę znacznie ułatwiają łańcuchy i klamry. Odcinek graniowy jest już „położony”, czyli znacznie mniej stromy, a także łatwiejszy technicznie, ale bynajmniej nie ewidentny orientacyjnie. Szczyt jest ukoronowaniem naszej wspinaczki. Na samym wierzchołku stoi krzyż, poniżej kilku przewodników z odpoczywającymi i robiącymi fotki klientami „na smyczach”, czyli na linach. Wokół, a raczej poniżej – morze szczytów. Jesteśmy przecież najwyżej. Na dachu Tatr i całych Karpat. Szczyt Gerlach, czyli Król Karpat Gerlach nazywany jest Królem Tatr. Wznosi się na wysokość 2655 m To najwyższy szczyt nie tylko Tatr, ale całych Karpat. Dość długo jednak palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o wysokość, wiodła niezasłużenie Łomnica (2634 m która jest jednak drugim co do wysokości tatrzańskim szczytem. Foto: Wspinaczka na Gerlach Gerlach wznosi się w bocznej grani Tatr i nie jest odrębnym wierzchołkiem, ale masywem składającym się z kilku kulminacji, wśród których wyodrębniają się Zadni Gerlach, wznoszący się w głównej grani Tatr, oraz Gerlach (wierzchołek główny), od Zadniego Gerlacha oddzielony charakterystyczną Przełęczą Tetmajera (jej słowacka nazwa brzmi Gerlachovské sedlo). W kierunku południowym grań Gerlacha rozgałęzia się ostatecznie na dwa ramiona, pomiędzy którymi znajduje się charakterystyczny Gerlachowski Kocioł. Tę skalną, imponującą „dziurę” dobrze widać z okien samochodów jadących Drogą Wolności, która opasujące całe słowackie podnóże Tatr. Gerlach wznosi się nad dolinami Wielicką, Batyżowiecką i Kaczą. Ta ostatnia stanowi jedno z górnych pięter potężnej Doliny Białki. Foto: Shutterstock Gerlach górujący nad blokowiskami Popradu Autorami pierwszego odnotowanego wejścia na Gerlach byli prawdopodobnie w 1834 roku polujący na kozice Johann Still (późniejszy przewodnik), Martin Spitzkopf - Urban, Gelhof i dwóch nieznanych koziarzy. W swojej karierze Króla Tatr Gerlach nosił różne imiona. Jak piszą Witold Henryk Paryski i Zofia Radwańska-Paryska w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, w 1896 Węgrzy przemianowali Gerlach na Szczyt Franciszka Józefa, Polacy w 1918 na Szczyt Polski, Czesi i Słowacy w 1918 na Štít Legionárov. Był też czas, gdy Król Karpat nosił imię Szczytu Stalina. Trwało to ok. 10 lat (1949-1959). Foto: Po drodze na Gerlach W czasie II wojny światowej, w 1944 roku, w ścianę Zadniego Gerlacha od strony Doliny Batyżowieckiej uderzył samolot transportowy. Resztki samolotu jeszcze niedawno taternicy widywali w skałach masywu. Ciała 21 lub 24 żołnierzy (różne źródła podają różną liczbę ofiar), którzy zginęli w katastrofie, zostały odnalezione i pochowane po wojnie we wsi Gerlachów. Na Gerlach nie wyprowadza żaden szlak turystyczny. Niestety może się to wiązać z przykrymi konsekwencjami dla tych, którzy będą samodzielnie podążać na szczyt, w postaci mandatu, albo nawet interwencji ze strony przewodników – szczególnie słowackich. Wejście na Gerlach z przewodnikiem czy bez? Wierzchołek można zdobyć z przewodnikiem posiadającym odpowiednie uprawnienia. Za opiekę międzynarodowego przewodnika wysokogórskiego IVBV, który posiada takie uprawnienia, zapłacimy 1000 zł. Jeden przewodnik może wyprowadzić maks. 3 osoby (wówczas taki zespół łącznie płaci 1000 zł). Na szczyt mogą wyjść też taternicy posiadający odpowiedni sprzęt wspinaczkowy, drogami wspinaczkowymi. Jedną z pięknych wspinaczkowych dróg jest tzw. Droga Martina – długa, graniowa droga wspinaczkowa, której końcowy fragment wiedzie granią Zadniego Gerlacha na szczyt główny. To już jednak propozycja dla samodzielnych taterników. Foto: Shutterstock Gerlach we mgle Warto pamiętać, że wybierając się w góry Słowacji, dobrze jest mieć wykupione ubezpieczenie od kosztów akcji ratowniczej. W przeciwieństwie do Tatr Polskich, na Słowacji akcja ratunkowa Horskiej Zachrannej Służby (słowacki odpowiednik TOPR-u), jest płatna. Jeśli – odpukać – coś nam się przydarzy i będziemy musieli wzywać ratowników, a nie będziemy posiadać ubezpieczenia, za akcję ratowniczą przyjdzie nam słono zapłacić (szczególnie za użycie śmigłowca ratowniczego). Warto również pamiętać o zabraniu karty NFZ, która gwarantuje nam bezpłatną pomoc w szpitalu na Słowacji. Trasa na Gerlach. Zejście Batyżowiecką Próbą Pora wracać. Przed nami wymagająca i piękna droga powrotna. Wspinaliśmy się wschodnią ścianą, schodzić będziemy zachodnią - tak jest przyjęte w górskim środowisku. Ułatwia to życie przewodnikom i klientom - na stromych podejściach nie trzeba się bowiem wymijać, czekać, przepuszczać. A ruch bywa tu spory - w piękne słoneczne dni Gerlach zdobywa nawet kilkadziesiąt osób. Schodzimy zatem Batyżowiecką Próbą do Doliny Batyżowieckiej. Zejście strome, z elementami wspinaczki, ubezpieczone łańcuchami, daje dużo radości. Ten odcinek, podobnie jak Wielicka Próba, wymaga od uczestników górskiego obycia. Na wprost przed nami, ściana kolejnego tatrzańskiego olbrzyma - Kończystej, która zamyka z drugiej, zachodniej strony, Dolinę Batyżowiecką. Jak mówi Mieczysław Ziach, w trudnych warunkach oraz zimą podejście również odbywa się Batyżowiecką Próbą. - Wielicka Próba ze względu na liczne trawersy i wielokrotne przekroczenia żlebu jest zbyt lawiniasta - wyjaśnia. Foto: Gerlach zdobyty! Po zejściu Batyżowiecką Próbą czeka nas dojście w pięknym otoczeniu Doliny Batyżowieckiej nad Batyżowiecki Staw. Tutaj wchodzimy na szlak turystyczny, by Magistralą Tatrzańską wrócić do Śląskiego Domu. Jesteśmy już na dole, a nie ma jeszcze nawet 15! Podczas wycieczki pokonaliśmy prawie 1000 metrów deniwelacji (z poziomu Śląskiego Domu). W powrotnej drodze zatrzymujemy się w Starym Smokowcu na zasłużony obiad z deserem i kawą. To był piękny górski dzień!
To było dawno temu, ale takich wydarzeń się nie zapomina. W lipcu 2003 roku pojechałem z trójką towarzyszy w słowackie Tatry Wysokie z planem zdobycia najwyższego szczytu Tatr i całych Karpat. Zamieszkaliśmy gdzieś w Wielkim Sławkowie, gdzie jest dostępnych wiele noclegów dla turystów i blisko jest w góry, chociażby korzystając z kolejki elektrycznej, która jeździ wzdłuż słowackich Tatr Wysokich. Po przyjeździe wynajęliśmy słowackiego przewodnika, który miał nas wyprowadzić na wymarzony szczyt. Pełni obaw i nadziei położyliśmy się spać. Rano pobudka o 5 rano i niespodziewanie telefon od przewodnika, który informuje nas, że pogoda bardzo kiepska i nici z dzisiejszego wyjścia. Emocje opadły, a my wróciliśmy do łóżek, żeby później wybrać się naszym autem w Niżne Tatry zwiedzać jaskinie Demianowskiej Doliny. Wredna pogoda tylko na to pozwalała. Trzeba było chować się przed deszczem w jaskiniach. Ale nie o tym chce tu dziś pisać. Umówiliśmy się z przewodnikiem, że następnego dnia ponawiamy próbę wyjścia na Gerlach. Znowu miał nas rano budzić, jeśli pogoda pozwoli na górską eskapadę. Następnego dnia rano znowu telefon obudził mnie, tym razem z dobrymi wieściami, pogoda bez rewelacji, ale idziemy! Szybko zebrałem się i już przed 6 rano byłem z resztą grupy na parkingu w Tatrzańskiej Polance, gdzie czekał na nas przewodnik Jaro Michalko. Bardzo sympatyczny i wygadany gość zamówił dla nas w schronisku – Śląskim Domu, taksówkę górską,która drogą jezdną szybko dowiozła nas do schroniska nad Wielickim Stawem. Własnie tu w Dolinie Wielickiej, u progu pięknej Wielickiej Siklawy rozpoczęła się moja prawdziwa przygoda z najwyższym szczytem Tatr. Początkowo przewodnik prowadził nas szlakiem na Polski Grzebień, żeby ponad wodospadem skręcić pod ścianę Gerlacha. Na skraju Ogrodu Wielickiego odchodzą w lewo wyraźne perci prowadzące przez potok do wylotu głębokiego Wielickiego Żlebu. Pogoda była zła, było pochmurno, cały czas mżyło i było wszędzie mokro. Oprócz naszej grupy zebrało się tutaj więcej zespołów, które też chciało atakować szczyt. Oczywiście wszyscy byli z przewodnikami. Maximum trzy osoby na jednego przewodnika. Wtedy to kosztowało 150 zł za osobę, teraz cenę można sprawdzić na stronie przewodników wysokogórskich. Przez tą pogodę pod psem kilka grup zrezygnowało z dalszej wędrówki. My zdecydowaliśmy iść w górę mimo trudnych warunków i mokrej skały. Przewodnik rozdał nam kaski i uprzęże i przypiął do swojej liny. On też prowadził całą drogę. Zaczęło się od przejścia przez Wielicką Próbę. To stroma, kilkunastometrowa ścianka o punkcie kulminacyjnym położonym na wysokości ok. 1980 m , znajdująca się we wschodnich ścianach masywu Gerlacha. Pomocne tu były łańcuchy i klamry. Dalej droga prowadziła cały czas na prawo od dna Wielickiego Żlebu, aż do Przełączki nad Kotłem, a to jest już na wysokości 2440 m. Dalej ścieżka prowadziła chwilę nad Gerlachowskim Kotłem trawersując potem szczyt Małego Gerlacha. Cały czas było mgliście i deszczowo, niewiele więc widziałem, pytałem dlatego przewodnika gdzie jesteśmy, żeby cokolwiek zapamiętać z tej wyprawy. Obejście ponad kotłem w paru miejscach było z dreszczykiem emocji, ale ogólnie nie było trudno. Później przewodnik poprzez Przełączkę pod Małym Gerlachem doprowadził nas do mocno eksponowanego żlebu z mnóstwem żelastwa, którym to wyszedłem na sam szczyt Gerlacha. Był to Batyżowiecki żleb, który służy głównie do zejścia. W ten sposób po 4 godzinach wspinaczki cel został osiągnięty. Najwyższy szczyt Karpat zdobyty, największe marzenie tatrzańskie się spełniło. Niestety pogoda była nadal taka wredna, że nic nie zobaczyłem z wierzchołka, wszystko było schowane w chmurach. Udało się zrobić tylko kilka fotek na szczycie, przy krzyżu z turkusowym oczkiem i już trzeba było schodzić na dół, bo kolejne grupy pchały się na nasze miejsce. A miejsca nie ma tam za wiele. Pod tym względem wynajęcie przewodnika jest czynnikiem mocno krepującym, dlatego niektórzy wolą samodzielnie wchodzić na Gerlacha. Owszem jest bezpieczniej, ale ten pośpiech denerwuje człowieka. Poza tym szlak jest dość trudny orientacyjnie i to jest główną przeszkodą dla tych, którzy nie znają dobrze topografii tej góry. Technicznie nie jest tak trudno. Zejście nastąpiło prosto w dół, przy wydatnej pomocy klamer i łańcuchów w Batyżowieckim Żlebie lub trzymając się wydeptanych perci obok żlebu. Kulminacją było przejście mocno eksponowanej, 6 metrowej Batyżowieckiej Próby. Dalej już łatwiej zeszliśmy w końcu nad Batyżowiecki Staw, skąd blisko już do Śląskiego Domu, gdzie zakończyła się moja przygoda z Gerlachem. Dopiero teraz siedząc w schronisku mogłem odsapnąć i ostudzić emocje. Przewodnik gonił nas mocno i teraz po bezpiecznym powrocie dotarło powoli do mnie, że dokonałem tego – zdobyłem najwyższy szczyt moich ukochanych Tatr. Marzenia się spełniają, tylko trzeba dać im na to szanse i uwierzyć. Wtedy to było dla mnie największe osiągnięcie górskie, jechałem tam z marzeniami, wracałem z satysfakcją ze zdobytego celu. W schronisku posiedzieliśmy długo rozpamiętując przeżyte niedawno chwile. Takich momentów życia się nie zapomina nigdy. Była wielka radość ze zdobycia szczytu i szczęście, że wszyscy bezpiecznie wracamy do domu. Z lekkością na duszy zbiegliśmy Doliną Wielicką do samochodu u wylotu doliny. Cała tura trwała 7 godzin spod schroniska i z powrotem. Byli ze mną Amelka i Krystian, natomiast Arash czekał na dole. W schronisku umówiliśmy się z przewodnikiem, że spotkamy się wieczorem w Starym Smokowcu, w pubie przewodników górskich. Przewodnik miał dla nas niespodziankę, wręczył nam dyplomy za wejście na Gerlach z pieczątką i własnym podpisem i postawił nawet piwo. Było bardzo sympatycznie, powspominaliśmy wspólną wędrówkę, a pan Jaro Michalko, bo tak się nazywał, skomplementował nas za hart ducha i dobrą kondycję. Nie zawróciliśmy jak inni, mimo kiepskiej pogody, więc zapewne zasłużyliśmy na te pochwały. Jego nazwiska pewnie też nie zapomnę nigdy, bo to był do tej pory jedyny raz, kiedy wynająłem przewodnika. Szkoda tylko, że pubu już nie ma, a była tam taka super górska atmosfera. Później stałem się bardziej samodzielny w górach i zdobyłem kilka innych szczytów, które leżały w świecie moich pragnień, jak Wysoka, co opisałem wcześniej. Nie pamiętam czy byłem zmęczony, ale wiem, że cieszyć się mogłem całą piersią dopiero po bezpiecznym zakończeniu wyprawy. Dyplom do tej pory wisi sobie na ścianie i przypomina chwile triumfu. Jedynie szkoda, że niewiele zdjęć się zachowało z analogowego aparatu, ale zamieszczam je tutaj mimo złej jakości, żeby opis był pełny. Zobaczycie w jakich strojach chodziło się dawniej po górach, po prostu, co kto miał. Niestety zdjęcia są głównie z osobami, ale coś tam widać w tle. Brak widoków na szczycie i fotek jest wystarczającą motywacją, żeby tam wrócić. Lubię powracać w znajome miejsca po latach, jeśli są wyjątkowe, a Gerlach mimo tej całej komercji i natłoku turystów na pewno do takich się zalicza. Szkoda tylko, że w schronisku jest teraz tak drogo. Śląski Dom stał się bardziej hotelem górskim, niż schronem przyjaznym dla zwyczajnych turystów. Byłem tam dziesięć lat temu, jeśli coś pokręciłem to z powodu upływu czasu. Zaglądnijcie teraz do krótkiej fotorelacji i zagłosujcie w ankiecie poniżej. Można wybrać dwa pasma. A komu się podoba niech zagłosuje na mnie w konkursie na Bloga Roku. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Loading ...
mandat za wejscie na gerlach